poniedziałek, 28 stycznia 2008

Przejażdżka Bałtyk - Łódź.


Pierwsze 5o km.

Malbork

...i tak bywało dość często
...takich dróg było sporo
Super znak. Przydałby się na osiedlu.

Jeziorak
Zamek w Brodnicy


Odpoczynek na poboczu


...ciężko było nie złamać tego przepisu...
Sierpc - piwa nie piłem

...nietypowy skrót
Płock

Na wstępie chcę wyrazić słowa uznania dla
Cyklomaniaków „z Tybetu” i wiem, że moja przygoda nie może się równać z ich wyprawą, ale wierzcie mi, że jadąc przez Polskę, niekiedy tak samo ciężko się dogadać z naszą rdzenną ludnością jak i z Chińczykami. Co prawda nie były mi potrzebne migi, ale coś w rodzaju szóstego zmysłu.
Było to pewnego letniego dnia. Musiałem odwieźć nad morze do Jantar moją żonę i córkę, ale za nic w świecie nie chciało mi się wracać do Łodzi autem. W sumie do roboty zawsze jeżdżę rowerem, więc dlaczego tym razem miałoby być inaczej.
Niedzielna pobudka i start. Wahałem się jak ten baca przed poprawinami, ale po kilkudziesięciu kilometrach już nie było odwrotu. Trasę obrałem nie „jedynką”. Zastosowałem esy-floresy dla bezpieczeństwa i po to aby zobaczyć więcej. Jechałem przez Malbork – Iławę – Brodnicę – Sierpc- Płock – Łowicz omijając ile się dało główniejsze drogi.
O ile w okolicach Łodzi i pewnie większych miast turyści kolarze są zjawiskiem już naturalnym to w wioskach, które mijałem byłem kimś w rodzaju archiwum X.
Zatrzymywałem się przy wielu, wielu sklepach ( dzień był ciepły) po to aby się napić, a potem też i po to, aby zobaczyć jak będę przyjęty.
Wszędzie, ale to wszędzie nasi rdzenni obywatele byli pod tzw. wpływem %. Co prawda łapali, że jadę z nad morza, ale już nie każdy wiedział co to Łódź ( jak w USA normalnie).
Jednego byli pewni, że to nie blisko i to pobudzało ich ambicję. Słyszałem kilka komentarzy typu : „ Ja też dużo jeżdżę rowerem” – powiedział pan ledwo trzymając „pelikana”. Inny stwierdził to samo choć wyraźnie prowadził rower. Kolejny za to, który podszedł do mnie chwiejnym krokiem, bo zainteresowała go moja czołówka, powiedział : „A ja…. duuużo gram w piłkę nożną!!”. Jedno jest pewne- nikt nie był nastawiony wrogo. Kiedy jeszcze była pora odpowiednia na jazdę proponowali mi nocleg za flaszkę czyli jakieś 5-6 zł.
Gdy pytałem w jednej wiosce o drogę do Brodnicy, do której było około 35 km, trzech panów stwierdziło, że oszalałem na tym rowerze, bo oni tam nawet samochodem nie jeżdżą.
Fajna była sytuacja za Jeziorakiem, kiedy to dwóch miejscowych przyjechało pod sklep ciągnikiem, ale już wysiąść z niego i dojść do sklepu było dla nich nie lada wyczynem.
Za to dojazd do Jezioraka od strony Malborka poczęstował mnie prawie 9km odcinkiem prawdziwych kocich łbów bez możliwości jakiegokolwiek pobocza. Trzęsło mnie nawet i jeszcze potem. Przy Jezioraku zobaczyłem fajny znak ( zdjęcie ).Kłopoty zaczęły się dopiero za Brodnicą. Zlekceważyłem kilka „agroturystyk” przed, a potem nic tylko gospodarstwa rolne. Wszystko wydawało się cacy, bo wszędzie dużo stodół i myślałem, że spać gdzie będzie. A tu nic. Posucha. Okazywało się, że: „w stodole brak miejsca, że zmarznę, że tylko jeden snopek się został i spać nijak niewygodnie”. Co gorsza, ludność nagle okazała się trzeźwa i flaszka jako przetarg odpadła. Odwiedziłem kilka gospodarstw i wszędzie NIE! Większość drzwi miała KMB 2007 i już w końcu na ostatnich miałem ochotę napisać CHW…P 2007 ,ale kredy nie miałem.
Koniec końców nocleg się znalazł w pokoiku pewnej dyskoteki w Świedziebni i to za friko, bo pan kierownik był swój chłop i gdy dowiedział się o mojej podróży to dał pokój i na dyskotekę jeszcze zapraszał. Z tańców nie skorzystałem.

Drugi dzień przebiegł bez zarzutu. Przygód też było już mało, gdyż i ludzie się zmienili.
Dostałem też nauczkę, aby trzymać się mapy, a nie zasięgać rad miejscowych. Po pokierowaniu mnie na pewne skróty, pan nadal siedział wygodnie w kiosku, a ja czyściłem rower z błota, a skarpetki z rżyska. Zaskoczeniem też w środkowej już Polsce były znaki o niebezpiecznym zjeździe oraz fajne zadbane szlaki rowerowe wokół Płocka.
O zmroku dojechałem do Łowicza, skąd busem dotarłem do Rogowskiej, a miły pan kierowca nic nie chciał dodatkowego za rower. Gadaliśmy całą drogę.
To by było tyle. Życzę Wszystkim Cyklomaniakom jeszcze większych przeżyć na siodełku.
Xzibi
PS Cała trasa wyniosła 360 km ( Jantar – Łowicz). Średnia prędkość to 22km/h. Jechałem góralem Giant Yukon. Wyniki może nie rewelacyjne, ale satysfakcja duża. Na napoje i przekąski wydałem 76 zł ( dla porównania bilet PKS kosztował 59zł ).




Brak komentarzy: